Rekordowa Tina Turner

W wieku 74 lat wyszła za mąż i pojawiła się na okładce prestiżowego magazynu "Vogue". Choć nie występuje już na scenie, to nadal ma w sobie więcej siły i wigoru niż młodsi od niej. Tina Turner, czyli śpiewająca babcia rocka, wciąż daje czadu!

Na emeryturę wybiera się już od niemal ćwierć wieku. Po raz pierwszy zapowiadała zakończenie kariery w 1991 roku, zaraz po wydaniu składanki "Simply the Best" podsumowującej jej muzyczny dorobek. Szybko się jednak okazało, że za wcześnie na takie deklaracje. Zarówno fani, jak i muzyczny show-biznes ani myślał zapomnieć o znakomitej wokalistce. Tina wydała więc dwa kolejne albumy – "Wildest Dreams" w 1996 roku i "Twenty Four Seven" w 1999 roku. Ciągle też koncertowała – ostatnim punktem na jej "definitywnie" pożegnalnej trasie koncertowej był Sopot, gdzie wystąpiła przed stutysięczną widownią w sierpniu 2000 roku. W udzielonych po koncercie wywiadach tłumaczyła, że "ma za sobą szalone życie i ogromną ochotę, by wreszcie odpocząć, bo wychodzenie na scenę kosztuje ją coraz więcej trudu". Nie odpoczywała jednak zbyt długo, bo… już trzy lata później dała się namówić Philowi Collinsowi na nagranie wspólnej piosenki do filmu Disneya, a w 2008 roku znów ruszyła na tournée, dając 90 koncertów w 14 krajach na całym świecie. Co ją do tego skłoniło? Jak sama przyznaje – głównie fani.
– Po tym, jak wystąpiłam na 50. gali rozdania nagród Grammy, ludzie zaczepiali mnie na ulicy, w sklepach, restauracjach i wciąż powtarzali, że chcą więcej. Raz w damskiej toalecie podeszła do mnie pani mniej więcej w moim wieku i powiedziała: "Kochanie, emerytura jest dla oferm, ty nie wyglądasz na jedną z nich, więc dlaczego nie pracujesz?" – wspominała Tina Turner w jednym z wywiadów.

Od zawsze na scenie

Tina Turner jest jedną z najpopularniejszych wokalistek w historii muzyki rozrywkowej. Wszyscy znają jej charakterystyczny, chropowaty głos. Śpiewała soul, rhythm and bluesa i rocka. Nagrała dziesiątki hitów i sprzedała ponad 200 mln swoich albumów. Ale, co najciekawsze, jej prawdziwa kariera muzyczna zaczęła się zaraz po tym, kiedy rozstała się z życiowym i muzycznym partnerem i wydawało się, że najlepsze dni jako piosenkarka ma już za sobą.
Tina przyszła na świat jako Anna Mae Bullock 26 listopada 1939 roku w amerykańskim stanie Tennessee. Urodę odziedziczyła po matce Indiance i afroamerykańskim ojcu. Jako dziewięciolatka zaczęła śpiewać w kościelnych chórach wykonujących muzykę gospel. Stamtąd trafiła do chórków towarzyszących zespołom muzycznym, a pod koniec lat 50. – do chórku formacji Kings Of Rhythm prowadzonej przez Ike’a Turnera. Lider zespołu szybko zauważył młodą wokalistkę. Jej żywiołowość i warunki wokalne zrobiły na nim piorunujące wrażenie. Wkrótce Ike nie tylko ożenił się z Tiną, lecz także zmienił nazwę formacji na Ike & Tina Turner. Od tamtej pory duet stał się jednym z najwybitniejszych przedstawicieli muzyki rhythm and bluesowej.

W dół i w górę

Jednak kariera muzyczna nie szła w parze ze szczęściem osobistym muzyków. Coraz częściej związek przechodził trudne chwile – głównie z powodu uzależnienia Ike’a od alkoholu i narkotyków. Mąż stał się też agresywny wobec Tiny, wyżywał się na niej psychicznie i fizycznie. Wreszcie w 1978 roku para się rozwiodła.
Rozpad duetu, przynoszącego krociowe zyski, nie był na rękę wydawcom muzycznym i omal nie zakończył kariery Tiny. Choć artystka wciąż wykonywała i nagrywała typowe soulowe piosenki, pozostawała w cieniu ignorowana przez urażonych bossów przemysłu rozrywkowego.
Kiedy jednak wydawało się, że kariera piosenkarki zbliża się do końca, nastąpił przełom. W 1983 roku Tina nagrała kilka piosenek dla firmy fonograficznej Capitol, która zaproponowała jej solowy kontrakt. Rok później ukazał się utwór "What's Love Got to Do with It", który stał się wielkim międzynarodowym przebojem. Piosenka dotarła na szczyt notowań Billboardu – najważniejszej amerykańskiej listy przebojów. Tym samym Tina stała się najstarszą artystką, której udało się dotrzeć na jej szczyt: miała wówczas 44 lata.

Wielki powrót

To co nastąpiło potem, dziennikarze do dziś nazywają najbardziej zdumiewającym powrotem w historii muzyki rozrywkowej. Płyta "Private Dancer" wydana w 1984 roku stała się prawdziwym bestsellerem, przyniosła też wokalistce dwie nagrody American Music i cztery statuetki Grammy.
Pierwsze duże zagraniczne tournée artystki rozpoczęło się w 1985 roku. Tina wystąpiła wówczas na 170 koncertach na całym świecie. Ciągłe występy nie przeszkadzały jej jednak w tworzeniu nowych hitów. W 1986 roku ukazała się kolejna znakomita płyta, a piosenkarka znów ruszyła w trasę koncertową. To właśnie wtedy pobiła rekord Guinnessa – podczas jednego z koncertów zaśpiewała dla ponad 184 tys. widzów.
Kolejne albumy studyjne artystki, wydawane w latach 90., jeszcze bardziej umocniły pozycję Tiny Turner na muzycznym panteonie. Nic dziwnego, że pierwsza zapowiedź scenicznej emerytury piosenkarki w 1991 roku wydała się wszystkim znacznie przedwczesna.

Energia jakich mało

Tina Turner znana jest nie tylko z niesamowitego głosu. Wielkie wrażenie na fanach zawsze wywierało to, co wokalistka prezentowała na koncertach. Nie tylko w młodości, ale również jako dojrzała artystka potrafiła przez kilka godzin biegać po scenie, tańczyć, skakać, a wszystko to w krótkich spódniczkach i na wysokich szpilkach!
Nogi to – można powiedzieć – atrybut artystki równie rozpoznawalny, jak jej głos. W 1997 roku w wieku 58 lat Tina uznana została przez firmę pończoszniczą Hanes Hosiery za posiadaczkę najseksowniejszej pary nóg na świecie. W rankingu wyprzedziła wówczas nawet supermodelkę Cindy Crawford!
O tym, w jaki sposób "babcia rocka" zachowuje nienaganną sylwetkę, kondycję i wieczną młodość, krążą najróżniejsze mity. Nawet takie, według których Tina… przetacza sobie krew młodych dziewcząt! Ale artystka śmieje się z podobnych plotek.
– Dużo odpoczywam, jem zdrową żywność, uprawiam jogę, dzięki której nauczyłam się kontrolować oddech i opanowywać stres – wyznaje w wywiadach. Tina podkreśla też, że żyje zgodnie z zasadami wellness, stroni od używek, wystrzega się palenia papierosów i nadużywania alkoholu.

W szwajcarskim zamku

Życie w harmonii z przyrodą i z dala od stresów ułatwia piosenkarce miejsce zamieszkania. W 1995 roku Tina przeprowadziła się do Szwajcarii, gdzie zamieszkała wraz ze swym ukochanym – młodszym o 16 lat niemieckim producentem muzycznym Erwinem Bachem. Mieszkają w rezydencji Chateau Algonquin w Küsnacht nad Jeziorem Zuryskim. W 2013 roku, po 27 latach wspólnego życia, para wzięła ślub. W tym samym roku po długich staraniach Tina uzyskała obywatelstwo Szwajcarii, zrzekając się tym samym obywatelstwa amerykańskiego.

Znów na okładkach

Choć oficjalnie swoją karierę zakończyła w 2009 roku, tuż po powrocie z kolejnej międzynarodowej trasy koncertowej i wydaniu płyty z największymi hitami, Tina wciąż nie zamierza spocząć na laurach. Oficjalnie nie koncertuje i nie udziela wywiadów, ale wciąż pojawia się publicznie – między innymi bywa regularnie na pokazach mody Armaniego w Rzymie. Prawdziwą sensacją 2013 roku było jednak to, że 74-letnia Tina Turner trafiła na okładkę niemieckiej edycji prestiżowego pisma "Vogue". W ten sposób gwiazda ustanowiła dwa kolejne w swoim życiu rekordy: stała się najstarszą kobietą na okładce tego magazynu w historii, a także tą, która musiała na to wyróżnienie czekać najdłużej ze wszystkich, bo ponad pół wieku od rozpoczęcia kariery.
Tina pojawiła się w kwietniowym numerze w towarzystwie równie znakomitych "starszych pań": 63-letniej aktorki Iris Berben, 70-letniej projektantki mody Jil Sander i 80-letniej artystki Yoko Ono.

Być jak Tina Turner

Phil Spector, znany producent muzyczny współpracujący między innymi z Beatlesami, powiedział kiedyś, że gdyby miał wskazać młodym wykonawcom artystów, na których powinni się wzorować, wymieniłby trzy osoby: Tinę Turner, Tinę Turner i Tinę Turner.
Również dziś rockowa babcia może stanowić wzór dla wielu ludzi. Nie tylko jako piosenkarka z kilkudziesięcioma nagrodami muzycznymi na koncie, ale przede wszystkim jako osoba, której ciągle mało, która wciąż ma w sobie niezwykłą energię i wigor. Innymi słowy – wciąż jest "Simply the Best!"

Michał Piotrowski