Dusza rozradowana

Z Izabelą Foltą, chirurgiem i homeopatą, rozmawia Ewa Opiela.

Jakie było Pani pierwsze spotkanie z medycyną?

Jako dwu- lub trzylatka włożyłam sobie koralika do nosa i mama zaprowadziła mnie do laryngologa. Pamiętam wówczas mój zachwyt wszystkim, co mnie w gabinecie otaczało, zwłaszcza szafkami z medykamentami i narzędziami. I już wtedy odkryłam, że to jest mój świat. Od dziecka lubiłam też malowanie i rysowanie, ale wiedziałam, że medycyna jest dla mnie najważniejsza.

Chirurgia to raczej męska specjalizacja. Dlaczego akurat taką Pani wybrała?

Zdałam egzamin z chirurgii teoretycznej na piątkę, ale nigdy nie umiałam zszyć rany. Bałam się, że kiedyś będę musiała to zrobić i się ośmieszę. Kiedy więc odbywałam półroczny staż, bardzo się do tej chirurgii przykładałam i dobrze mi szło, bo miałam też zdolności manualne. Gdy profesor zaproponował mi etat, poczułam się bardzo usatysfakcjonowana i doceniona. To los wybrał, nie ja. Tak widocznie miało być.

Zajmuje się też Pani medycyną naturalną.

Od dawna miałam świadomość, że medycyna nie ze wszystkim sobie radzi, a czasami, poprzez uboczne skutki działania leków, wręcz szkodzi. Moje zainteresowanie homeopatią zaczęło się w czasach, kiedy dostawaliśmy w darze wiele leków z Zachodu. Przeglądając kartony, napotykałam różne specyfiki, głównie z Niemiec. Wiedziona ciekawością, postanowiłam wypróbować na sobie kropelki nasercowe. Na etykiecie było napisane, że trzeba brać 3 razy dziennie po 10 kropelek. Ja brałam po 30. Pomyślałam sobie, że jeśli to nie działa (a tak się mówiło i nadal się mówi o homeopatii), to mi przecież nie zaszkodzi. Niestety, po tej dawce poczułam się bardzo źle, co mnie nawet ucieszyło, bo świadczyło o tym, że lek nie jest jednak obojętny dla organizmu.

Kiedy zaczęła Pani stosować homeopatię w chirurgii?

Gdy natrafiłam też na pewien niemiecki medykament homeopatyczny, przydatny w chorobie zwyrodnieniowej stawów. Po przetestowaniu okazał się na tyle skuteczny, że zaczęłam go stosować u pacjentów ze schorzeniami stawów kolanowych. Okazało się, że fantastycznie reagowali oni na ów niemiecki specyfik. Potem zaczęłam się interesować homeopatią coraz bardziej, jeździłam do Niemiec na liczne szkolenia, a następnie sama szkoliłam lekarzy w Polsce. I w dalszym ciągu jestem wielką zwolenniczką leków homeopatycznych, a także leków ziołowych.

Jako chirurg pracujący dla NFZ nie napotyka Pani żadnych ograniczeń, żeby stosować tego typu kuracje?

Nie. Jako lekarz biorę całkowitą odpowiedzialność za to, co zapisuję. A wiem, co robię, gdyż posiadam dostateczną wiedzę i sama na sobie doświadczyłam nieraz dobroczynnego działania medycyny naturalnej. Gdy tylko dopada mnie katar czy "grypka", natychmiast serwuję sobie odpowiednią dawkę specyfików antywirusowych i podnoszących odporność. To zawsze skutkuje.

Jak reagują pacjenci, gdy się im proponuje tego rodzaju leczenie?

Na stu pacjentów zaledwie jeden mówi, że nie ma do tego przekonania. Ludzie z wielką radością reagują na propozycję przyjmowania leków naturalnych. Powiedziałabym nawet, że pacjenci są bardziej otwarci na taką formę farmakoterapii niż środowisko medyczne. Ludzie wiedzą, że medycyna akademicka nie zawsze jest skuteczna. Nie wykluczam też, że istotne jest pozytywne nastawienie psychiczne, ale cóż to szkodzi?

Wielu przeciwników homeopatii uważa, że tu działa tylko sugestia. Jak odeprzeć ten zarzut?

Bardzo prosto. O ile dorosłym można coś zasugerować, to już dzieciom na pewno nie – albo pomaga, albo nie działa. A leki homeopatyczne są często stosowane właśnie w pediatrii. Nie można też niczego zasugerować zwierzętom, a przecież i je leczy się w ten sposób. Jest wielu lekarzy weterynarii, którzy podają nie tylko chemię. Każdy lekarz powinien więc być otwarty na różnorodne formy terapii.

Ale – powiem szczerze – trudno sobie wyobrazić na przykład leczenie złamań niekonwencjonalnymi metodami.

Dlaczego? Istnieją leki homeopatyczne, które fantastycznie komponują się z ranami, złamaniami, chorobami zwyrodnieniowymi czy z zakażeniami. Podczas jednego ze zjazdów naukowych w Niemczech pani ordynator ortopedii z Jerozolimy przedstawiła badania naukowe, które przeprowadzono tam na pewnej grupie pacjentów przygotowywanych do operacji halluksów (koślawych paluchów). W powrocie do zdrowia pomógł im właśnie pewien lek homeopatyczny.

Bardzo skuteczne, zwłaszcza w przypadku spadku odporności, są też specyfiki roślinne, a także odpowiednio dobrane suplementy diety. Czy może Pani to potwierdzić?

Oczywiście. Zresztą większość leków uzyskuje się właśnie z roślin. Niestety, Unia Europejska od niedawna stosuje pewne obostrzenia, nad czym osobiście ubolewam.

Które suplementy są Pani zdaniem ważne i skuteczne?

Sama chętnie stosuję kolagen, który od niedawna znajduje coraz szersze zastosowanie. Często z powodzeniem jest on łączony ze specyfikami roślinnymi. Zazwyczaj podaję go w przypadku problemów z kolanami i kręgosłupem. To sprawdzona, skuteczna metoda. Oczywiście oprócz kolagenu jest wiele innych składników pomocnych w problemach kostno-stawowych, takich jak na przykład glukozamina, chondroityna czy witamina C.

Oprócz medycyny ma Pani też czas na swoje pasje artystyczne. W przychodni na korytarzu wisi wiele obrazów podpisanych Pani nazwiskiem.

Zawsze chętnie chodziłam na wystawy malarstwa, a kiedy stwierdziłam, że sama powinnam się z tym zmierzyć, wzięłam kilka prywatnych lekcji rysunku u koleżanki z Akademii Sztuk Pięknych. Potem dowiedziałam się, że na ASP w Gdańsku jest kierunek o nazwie "edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych" i dorosłe osoby mogą się poświęcić sztuce. Skończyłam go i maluję. W międzyczasie zajęłam się ceramiką. Właśnie wypełniam nią jedną ze ścian w moim domu.

Pani wystawa w gdyńskim Caffe Anioł nosiła nazwę "Dusza rozradowana". Jest Pani optymistką?

Kiedyś miałam wernisaż w Jaćmierzu. To taka wioska koło Sanoka, w której się urodziłam. Zeszła się cała wieś, wszyscy koledzy ze szkoły, bo mój przyjazd zapowiedział nawet ksiądz z ambony. Ten sam ksiądz wpisał potem w moim albumie między innymi takie słowa: "Otworzyła Pani przed nami swoją duszę rozradowaną bożym stworzeniem". Rzeczy, które maluję, na przykład kwiaty, to są właśnie owe boże stworzenia. Oprawiłam ten wpis i pokazuję przy każdej okazji.

To dualizm Pani natury?

Może i tak... Mój zawód sprawił, że stałam się bardziej "twarda"; nie mogę tracić głowy i muszę podejmować szybkie decyzje. Z drugiej strony jestem wrażliwa i delikatna. I stąd na przykład moje zamiłowanie do ziół i homeopatii.
A wracając do natury – polecam ją podglądać. To fantastyczne, naprawdę. Bo okazuje się, że wszystko, czego potrzebujemy, znajduje się wokół nas. Musimy tylko mieć odwagę, żeby to odkryć.

Prozdrowotny dekalog doktor Izabeli Folty

  1. Ograniczyć bądź wykluczyć z diety używki: alkohol i papierosy.
  2. Pić herbatki ziołowe, np. herbatę z vilcacory lub zieloną herbatę.
  3. Wzmacniać odporność organizmu, spożywając świeże maliny lub sok z tych owoców, a także stawiając na naturalne suplementy diety.
  4. Jeść codziennie co najmniej pięć gatunków owoców i warzyw.
  5. Zażywać ruchu w każdym wieku, dostosowując aktywność do indywidualnych potrzeb i możliwości.
  6. Unikać nadmiaru soli.
  7. Kontrolować poziom witaminy D3, gdyż wielu cierpi na jej niedobór.
  8. Unikać potraw podnoszących poziom glukozy we krwi, takich jak: biały ryż, biały cukier, białe makarony i mąki.
  9. Ograniczyć spożywanie tłuszczów roślinnych oraz potraw smażonych.
  10. Uzupełniać niedobory witamin i minerałów, stosując suplementy diety, zwłaszcza jesienią, zimą i na przedwiośniu.