Trzy piętra vilcacory

Vilcacorę łatwo znaleźć w amazońskiej gęstwinie, bo jest to roślina wielce charakterystyczna. Po pierwsze – jest lianą, co znacznie zawęża pole poszukiwań. Po drugie – wyposażona jest w trudne do pomylenia kolce, które bardzo jej ułatwiają wspinanie się na coraz wyższe kondygnacje selwy. Po trzecie – vilcacora pnie się ku górze całkiem inaczej niż pozostałe amazońskie liany i pnącza.

Wczepiając się w sąsiadujące z nią rośliny, wspina się bardzo wydłużonymi, rozciągniętymi zakolami. Przez to, po trzech, czterech obrotach wokół sąsiedniego pnia, z cienia dociera na najwyższe piętro tropikalnego lasu. Osiąga wtedy swą maksymalną długość – 30-35 metrów. Na tej wysokości do woli może kąpać się w słońcu.
Będąc w selwie, uwielbiam wypatrywać vilcacorę. A gdy już ją znajduję, lubię śledzić jej bieg ku górze: jak z głębokiego cienia pnie się ku nieco wyższym, nieco jaśniejszym rewirom, gdzie (można odnieść takie wrażenie) na chwilę się zatrzymuje. Następnie swym spokojnym, niespiesznym oplotem znów rusza w górę – ku strefie jeszcze bardziej nasyconej światłem, by przy następnym obrocie, dotrzeć do strefy pełnego światła.
Dlaczego jest to tak pasjonujące? Bo w sposobie, w jaki vilcacora osiąga pełną wysokość, jest jakby zapisana jej własna historia –historia jej percepcji przez ludzi. Ta najsłynniejsza amazońska roślina o właściwościach terapeutycznych także bowiem bardzo długo pozostawała w cieniu. Następnie z cienia ruszyła ku światłu, które jest przecież synonimem wiedzy. I dopiero teraz ma przed sobą etap ostatni – drogę ku pełnemu słońcu.

Parter. Strefa cienia

To ten etap, gdy vilcacora była znana tylko w Amazonii. Indianie Ashaninkowie od najdawniejszych czasów pili z niej odwar, bo namawiały ich do tego legendy. Jakie? Takie, w których różne zwierzęta przemawiały ludzkim głosem i przekonywały, iż vilcacora dobra jest na wszelkie dolegliwości.
O sile tej rośliny tubylcy mogli się przekonać przede wszystkim wtedy, gdy po ukąszeniu węża ich szamani pokąsanemu delikwentowi podawali odwar z vilcacory. Najczęściej chory przeżywał, choć teoretycznie powinien umrzeć. Wielowiekowe obserwacje mówiły, że stosując vilcacorę ludzie są zdrowsi niż ci, którzy vilcacory nie przyjmują. Od Ashaninków tej podstawowej prawdy uczyli się kolejno inni Indianie – Pirowie, Huachipairowie, wreszcie Inkowie. W pewnym momencie na końcu tego łańcucha doświadczenia i zwyczajowej wiedzy pojawili się biali.

Piętro pośrednie. Z lasu do szpitala.

Jednym z pierwszych pionierów, który informacje od Indian na temat vilcacory przyniósł do świata białych, był niemiecki osadnik z Peru – Arturo Brell. Stosując odwar z vilcacory wyleczył on z ciężkiej postaci nowotworu płuc, Luisa Schulera. To był pierwszy istotny sygnał, który na vilcacorę zwrócił uwagę świata lekarskiego. Tym samym śladem poszedł polski salezjanin, ojciec Edmund Szeliga, który doświadczenia związane z vilcacorą zebrane wśród Indian Pirów, przeniósł do Limy.
Wielkim propagatorem vilcacory w świecie lekarskim i akademickim stał się też wkrótce Peruwiańczyk – prof. Fernando Cabieses. Nie mniejsze zasługi dla jej wprowadzania do obiegu terapeutycznego ma na swym koncie Luis Inchaustegui. Rezultat był taki, że odwary i kapsułki z vilcacory w Ameryce Południowej coraz częściej zaczęto stosować jako środek wspomagający w wielu szpitalach. Przede wszystkim w Peru, ale także w Ekwadorze, a także w szczególnie otwartej na medycynę tradycyjną Brazylii.

Piętro wyższe. W drodze ku słońcu.

Skutki tego nie dały długo na siebie czekać. Od lat 80. XX wieku vilcacora jako bezcenny surowiec dla przemysłu farmaceutycznego na dobre opuściła strefę światłocienia. Znalazła się już w prawie pełnym świetle. Po pierwsze –w świetle jarzeniowym wielu laboratoriów, gdzie zaczęto ją poddawać coraz bardziej szczegółowym analizom. Po drugie – w świetle nad aptecznymi półkami. W coraz większej liczbie krajów – pod różnymi nazwami – vilcacora zaczęła być rejestrowana czy to jako lek, suplement diety i wyrób medyczny. Takie nazwy jak Vilcacora Profilaktyczna, Vilcacora 3000, Vilcacora 2020 Uno, czy Vilcacora MED stały się powszechnie znane, a kryjące się za nimi kapsułki przez coraz większą liczbę osób ceniących sobie swój dobrostan i pragnących uniknąć zbędnych infekcji zaczęły być stosowane na co dzień.

Piętro najwyższe. W pełnym świetle

W 1994 roku WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) wydała rekomendację, zgodnie z którą vilcacora winna znajdować coraz szersze zastosowanie terapeutyczne. Kilka lat później pracujący w Szwecji chiński uczony Yezhou Sheng opublikował przełomowe wyniki badań na temat oddziaływania wodnych i alkoholowych roztworów vilcacory na linie komórek białaczki. Analiz zaczęło zresztą przybywać lawinowo. Ich wykaz z czasem tak się rozrósł, że stał się przedmiotem osobnych publikacji książkowych. Dzięki tak licznym pracom coraz lepiej zaczął być też rozumiany mechanizm oddziaływania alkaloidów zawartych w vilcacorze na system immunologiczny człowieka. Okazało się, że intuicyjne stwierdzenie ze strefy cienia znajduje pełne potwierdzenie w strefie światła: vilcacora mogła rzeczywiście prawie uchodzić za panaceum, ponieważ w niezrównany sposób aktywizowała system odpornościowy człowieka. Ten natomiast ma się przecież zajmować wszelkimi infekcjami i zakażeniami. Krótko mówiąc – wszystkim.
Perspektywy są zatem prześwietne – świetlane, można powiedzieć na tym piętrze. Ostatni czas zdaje się być w tej mierze pewnym drogowskazem. Przypomnijmy: w roku 2015 Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny otrzymała Chinka Youyou Tu za pracę nad zastosowaniem bylicy rocznej, tradycyjnej chińskiej rośliny leczniczej, w terapii malarii.
Czy vilcacora ma szansę w przyszłości podążyć tym samym szlakiem?

Roman Warszewski