Uczmy się od naszego psa

Agnieszka Kępka, międzynarodowy sędzia kynologiczny, behawiorystka, psi psycholog, biegła sądowa, właścicielka szkoły dla psów Hauuu-ward. To chodząca encyklopedia wiedzy o psach i kotach, ale nie uważa tego za powód do dumy. Podkreśla, że zwierzęta nauczyły ją pokory wobec świata, zwłaszcza świata zwierząt.

O psach i kotach mogłaby opowiadać godzinami. Skąd wywodzi się fascynacja pani Agnieszki zwierzętami? Wspomnienia z dzieciństwa wywołują uśmiech na jej twarzy.
– Mam takie czarno-białe zdjęcia – mała dziewczynka z warkoczykami prowadzi wózek, a w nim koty w czapeczkach, przykryte kołderką. To cała ja. Mama mi opowiadała, że te koty były bardzo niebezpieczne, nikt z dorosłych nie odważył się brać ich na ręce. Natomiast ja mogłam im założyć czapeczkę i wobec mnie nie były agresywne – dodaje pani Agnieszka.
Od dziecka nie tylko była "zaklinaczką zwierząt", lecz także miała wobec nich dużo empatii. Wspomina, że wracając ze szkoły, znajdowała bezdomne psy, prowadziła je do domu, najczęściej do piwnicy, i tam zanosiła im jedzenie oraz domowe poduszki mamy. Psy próbowała potem rozdać koleżankom, a część z nich zostawała w jej rodzinnym domu.

Od szkolenia do sędziowania

Choć sercem i duszą pragnęła być ze zwierzętami, początkowo sytuacja życiowa zmusiła ją do pracy biurowej. Dopiero po ślubie, kiedy – jak sama mówi – okazało się, że mąż Stanisław też jest "nawiedzony" i kocha psy, oboje zajęli się tymi czworonogami.
– Ale ja poszłam dalej i zostałam sędzią kynologicznym – dodaje.
Hauuu-ward prowadzi od 1995 roku. Do dzisiaj jest szefową komisji szkolenia w Związku Kynologicznym w Polsce. Aby zostać sędzią międzynarodowym, musiała się uczyć, praktykować i zdawać mnóstwo egzaminów przez 7 lat. Teraz w ślady pani Agnieszki idzie córka, która ukończyła trzy fakultety i zdobyła uprawnienia asystenta kynologicznego.
Praca sędziego była dla pani Agnieszki doskonałą wprawką do zdobywania umiejętności koniecznych w pracy psiego psychologa.
– Teraz chodzenie do psiego psychologa stało się bardzo modne. Wydaje się nam często, że psycholog rozwiąże za nas problemy z psem czy kotem. Niestety, tak nie jest, do tego potrzeba naszego ogromnego zaangażowania i specjalnego daru. Są osoby po wielu szkoleniach, niemające zupełnie podejścia do psów, ponieważ właśnie brak im empatii – wyjaśnia pani Agnieszka.

Zdecydował przypadek

Pani Agnieszka wierzy w to, że życiem rządzą przypadki. Właśnie dzięki zbiegowi okoliczności trafił do jej domu kot Antoni. Jechała samochodem za innym autem.
– Nagle widzę, że kierowca wyrzuca przez okno papierową torebkę. Coś mnie tknęło. Zatrzymałam się i zobaczyłam, że w środku są malutkie kotki. Jeden miał złamany kręgosłup, drugiego przygarnęła koleżanka. A Antoni do dziś jest z nami – opowiada.
Drugi kot pani Agnieszki – Albert – został uratowany przed utopieniem w stawie obok ogródków działkowych. To też był przypadek.

Największy przyjaciel człowieka

Może oceniać wszystkie konkurencje, które są w związku kynologicznym: agility i posłuszeństwo, stróżowanie i obronę. Jest wybitnym specjalistą. Ale nie uważa, aby to wiedza była najcenniejszą wartością zdobytą podczas obcowania z czworonogami.
– Praca ze zwierzętami nauczyła mnie przede wszystkim pokory wobec nich i tego, że bardzo dużo nam, ludziom, brakuje do inteligencji i bezinteresowności zwierzęcia. Do tego siódmego zmysłu, którego my nie mamy. Wystarczy popatrzeć na naszego domowego przyjaciela i próbować zrozumieć ten gatunek. Możemy się bardzo wiele nauczyć od naszego czworonoga – mówi pani Agnieszka z przekonaniem.
Jako przykład podaje historię pewnego trzyletniego hovawarta. Zgłosili się do niej jego właściciele. Mieli czwórkę dzieci. Pies upatrzył sobie jedno z nich – siedmioletniego chłopca. Przewracał go, szarpał ubranie, rzucał się na niego, gryzł tornister, za wszelką cenę nie chcąc wypuścić go z domu.
– Po raz pierwszy byłam bezradna. To zachowanie dotyczyło tylko jednego dziecka. Dzwoniłam do kolegów po fachu w Polsce. Również oni nie wiedzieli, jaka może być przyczyna takiego zachowania psa. Nie udawało nam się nic w tej sprawie zrobić – opowiada.
W końcu właścicielka czworonoga powiedziała, że chyba będą zmuszeni go uśpić, ponieważ zaczyna coraz mocniej atakować dziecko. Pani Agnieszka postanowiła poszukać innego domu dla hovawarta. Znalazła rodzinę pod Poznaniem. Skontaktowała się z dotychczasowymi opiekunami zwierzęcia.
– Poinformowali mnie, że nie jest to konieczne. Obawiałam się, że uśpili psa. Okazało się jednak, że kilka dni wcześniej tak bardzo nie chciał on wypuścić dziecka z domu, że musieli go zamknąć. Niemal wyszarpał drzwi. Kilka chwil później chłopiec zginął pod kołami samochodu. Zwierzak został z właścicielami. Mądrość psa jest tak ogromna, że nie jesteśmy w stanie jej pojąć. Hovawart to dziecko chronił, a my nie potrafiliśmy odczytać jego intencji – dodaje.
Pani Agnieszka bardzo to odchorowała, nie mogła sobie darować, że po tylu latach praktyki nie potrafiła zdiagnozować zachowania psa. Bardzo nie lubi używanego powszechnie określenia "właściciel". Jak podkreśla, nawet w Kodeksie cywilnym mówi się o "osobie chowającej psa".
– Pies nie jest naszą własnością, to członek rodziny. Używajmy określenia "opiekun psa" – nawołuje.

Aportem w głowę

Jako biegła sądowa opiniuje różne przypadki pogryzień przez psy. Zwierzak musi wówczas przejść wielodniowe testy, by biegły ocenił, jaki ma być dalszy los czworonoga. To właśnie podczas jednego z takich badań pani Agnieszce przytrafił się wypadek.
– Na plac wszedł pan z owczarkiem niemieckim i spuścił go ze smyczy. Pies czołowo do mnie podbiegł i mnie zaatakował. Zdążyłam się tylko zasłonić ręką. Na szczęście miałam zegarek. Pies zmiażdżył mi go i poszarpał rękę. Okazało się później, że był chory psychicznie – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Zdaniem pani Agnieszki choroby psów są często spowodowane ich złym prowadzeniem przez opiekunów. Są tacy, którzy chcą, by kilkumiesięczny szczeniak rzucał się na ludzi.
– To tych ludzi dowartościowuje. A tymczasem z takiego szczeniaka musi wyrosnąć niebezpieczny pies.

Mądrze kochać

Jakie cechy powinna posiadać osoba pracująca z psami?
– Powinna nie tylko je lubić, lecz także mądrze kochać. Mądre kochanie polega między innymi na znajomości gatunku. Jeśli od małego przyzwyczaimy szczeniaczka, że jest przywódcą, to nie będzie on w stanie na swoich barkach nosić ogromnej odpowiedzialności za szefowanie. W takiej sytuacji musi piszczeć, gryźć, mieć uczulenia, wymiotować, być agresywnym, szczekać na wszystkich. Musi bowiem odpowiadać za całe stado, za ludzi, którzy z nim mieszkają. A to jest ponad jego siły. U psa nie ma demokracji – albo ma szefa, albo jest szefem. Żeby zostać szefem, trzeba się bardzo przyłożyć do wychowania psa – wyjaśnia pani Agnieszka.
Po chwili zastanowienia dodaje, że osobę pracującą z psami powinna cechować także cierpliwość i umiejętność tłumaczenia swoich metod szkolenia właścicielom psów. Do tego musi mieć ogromną wiedzę z zakresu szkolenia, z anatomii, psychologii oraz podstaw weterynarii.

Złe wychowanie

Na pytanie, z jakimi problemami przychodzą ludzie do jej gabinetu, pani Agnieszka odpowiada:
– W 90 procentach nie są to problemy, a błędy wychowawcze. Pozostałe 10 procent to prawdziwe problemy behawioralne z psem po tragicznych przejściach czy z psem o zwichrowanej psychice, który nie toleruje domowników. Ludzie wyznają prostą zasadę: mam psa, daję mu jeść, to musi mnie słuchać. A jak nie słucha, to jest głupi albo nie rozumie, co ja do niego mówię. Niestety, to tak nie działa, potrzebne jest ogromne zaangażowanie i ciężka praca opiekuna, by osiągnąć pożądany efekt – mówi.

Antidotum na chorobę

Zwierzęta to nie tylko radość na co dzień i przyjemność z obcowania z nimi. Pani Agnieszka przyznaje, że dzięki czworonogom, które ma w domu, łatwiej znosi chorobę, łatwiej z nią walczy. Ponad 4 lata temu zdiagnozowano u niej złośliwego raka nerki.
– Dzięki moim zwierzakom miałam motywację, żeby wstać z łóżka, nakarmić je, wyjść na spacer. Mobilizowały mnie do aktywności – wyznaje.
Trudno uwierzyć, ale jej pies i koty dokładnie rozumiały, z jaką delikatnością należy obchodzić się z chorą. Cała czwórka od lat codziennie spała z panią Agnieszką i jej mężem w łóżku. Gdy się okazało, że konieczne jest usunięcie nerki zajętej przez raka, a to równa się rozcięciu niemal połowy ciała, lekarze znający jej pasję wyjaśnili, że rana zagoi się tylko wówczas, jeśli zwierzaki nie będą jej dotykały.
– Nie miałam pojęcia, jak "powiedzieć" moim czworonogom, że od dziś nie mogą spać z nami w łóżku, a nawet zbliżać się do mnie. Pomyślałam, że najwyżej kupimy stolik, który postawię na wysokości mojej rany. Po powrocie do domu wzięłam prysznic i się położyłam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy psy i koty powąchały mnie i nawet nie próbowały wejść do łóżka. Tak było przez trzy tygodnie. W dniu, kiedy wróciłam od lekarza z orzeczeniem, że rana jest zabliźniona, psy i koty znowu zaczęły spać z nami. Skąd wiedziały? No właśnie to wspomniana intuicja, pierwotny instynkt, który my, ludzie, straciliśmy – podsumowuje pani Agnieszka.
Choroba skłoniła ją też do smutnej refleksji:
– Świat zwierząt jest uczciwy i prosty, dlatego warto je szczerze kochać, a do ludzi zachować dystans.
Mąż pani Agnieszki od 12 lat cierpi na chłoniaka. I jego też zwierzęta leczą. Państwo Kępkowie trzymają koty na rękach, bo są one naturalnym lekarstwem. A psy przytulają, bo to przedłuża życie.
– Mówimy, że nasze dobre uczynki kiedyś do nas wrócą, ale jeżeli chodzi o zwierzęta, to wracają od razu. Kiedy ratujemy psa czy kota, patrząc w lustro, widzimy lepszą twarz. Dzięki zwierzakom czujemy się lepszymi ludźmi. One nas też odstresowują, bo gdy jesteśmy nieszczęśliwi, u zwierzęcia zawsze znajdziemy zrozumienie – opowiada.
Pani Agnieszka mimo choroby i skończonych 66 lat nadal pracuje. Szkołę przekształciła w stowarzyszenie, ponieważ prowadzi również szereg działań charytatywnych. Nadal przyjmuje w gabinecie i zajmuje się szkoleniami dla szczeniaków.

Aldona Kaszubska